Oh, what a day... what a lovely day!
To niesamowite, że siedemdziesięcioletni reżyser - George Miller, razem ze swoją żoną Margaret Sixel- montażystką i odpowiedzialnym za zdjęcia 73-letnim Johnem Seale'em potrafili stworzyć najbardziej intensywne widowisko, jakie miałem przyjemność oglądać na ekranie. Ten film to bez wątpienia rewolucja. Ciągły ruch, niekończące się pościgi, strzelaniny, walki i wszystko, czego możemy oczekiwać od porządnego kina akcji. Nowy "Mad Max" jest przepełniony energią i aż kipi od adrenaliny od pierwszego do ostatniego ujęcia. Jestem pełen podziwu, ile pracy włożono w te produkcję, bo pod względem technicznym jest to prawdziwa perełka zawstydzająca młode pokolenie filmowców.
"Na Drodze Gniewu" to luźna kontynuacja trylogii z Melem Gibsonem, ale równie dobrze możne być odebrany jako samodzielne dzieło. Świat stał się bezkresną pustynią. Niedobitki ludzkości albo są darmową siłą roboczą w rękach samozwańczego tyrana - Immortan Joe'ego, albo walczą o przetrwanie, włócząc się po pustkowiach. Towarem pierwszej potrzeby jest krew, woda i wysokooktanowe paliwo. Ogromną rolę odgrywa tu motoryzacja - najwymyślniejsze pojazdy skonstruowane ze znalezionego złomu. To chyba jeden z najciekawszych postapokaliptycznych światów przedstawionych, jakie widziałem w kinie, mimo że mocno osadzony w kampowej stylistyce. Zawdzięcza to przede wszystkim kapitalnej, trochę staroszkolnej charakteryzacji i kostiumom. Dużo tu też praktycznych efektów specjalnych, a CGI wkomponowano w całość tak, że nie rzuca się w oczy.
O dziwo postać Szalonego Maxa (Tom Hardy) schodzi tutaj na drugi plan. Pierwsze skrzypce gra Imperator Furiosa (Charlize Theron) - była protegowana Immortana. Podstępnie ucieka razem z nałożnicami tyrana w poszukiwaniu mitycznej oazy. Przypadek łączy jej losy z uwięzionym przez fanatyków Joe'ego Maxem.
Film jest właściwie dwugodzinną sekwencją akcji. Nawet kluczowe elementy fabuły opowiadane są w ruchu, podczas strzelanin, bijatyk i pościgów. Choreografia przy tym jest powalająca. Czegoś takiego w kinie jeszcze nie było. Nawet jeśli przychodzi chwila wytchnienia, możemy być pewni, że za chwilę znowu rozpęta się piekło. Ujęcia zmieniają się co chwile, montaż jest cholernie dziki, dynamiczny, a jednak cały czas bardzo czytelny w przeciwieństwie do np. jakichkolwiek "Tranformersów", gdzie w bardziej intensywnych scenach walczące roboty na naszych oczach zlewają się w bezkształtną, cyfrową masę. W przypadku Mad Maxa operator wykazał się nie lada talentem i z każdego kadru jest w stanie wydobyć esencję.
Muszę też wspomnieć o muzyce. Soundtrack skomponowany przez Junkie XL idealnie wtapia się w całe to szaleństwo dziejące się na ekranie. W jakim innym filmie można zobaczyć wyglądającego jak członek Slipknota, upiornego gitarzystę z instrumentem buchającym ogniem? Na dodatek przez cały film zagrzewa on muzyką do walki ścigające bohaterów oddziały wroga? Kicz i artyzm w jednym.
"Na drodze gniewu" nie jest jednak filmem idealnym. W całym tym ferworze miałem wrażenie jakby zapomniano o warstwie fabularnej. Nie chodzi o to, że wymagałem nie wiadomo jak skomplikowanej intrygi, ale historia w tej produkcji jest niemal tak pretekstowa, jak w filmach porno. O ile jeszcze Furiosę można uznać za ciekawą, tak Max jest postacią cholernie nijaką. Spotkałem się z opiniami, że to celowe, żeby nowatorsko podkreślić feministyczny wydźwięk filmu. To, że najsilniejsze w tym filmie okazują się postacie kobiece nie jest dla mnie niczym nowym. Mamy w końcu całą serię "Obcy", gdzie Sigourney Weaver gra podobny typ postaci do Furiosy Therone.
Może gdybym był entuzjastą strzelanin i pościgów, nie byłbym rozczarowany szczątkową historią. Po seansie lubię jednak myśleć o relacjach i motywacjach bohaterów, interpretować fabułę na swój sposób. Tu niewiele mi tego pozostało. Film był jak przejażdżka rollercoasterem - wyszedłem na miękkich nogach, ale niedługo później, jedyne co miałem w pamięci to, to że było intensywnie.
Mad Max: Na Drodze Gniewu" miałby u mnie większość Oscarów w kategoriach technicznych, być może jeszcze za reżyserię. Te najważniejsze zachowałbym w tym roku na inny film, o którym już niedługo napiszę.
7+/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz