sobota, 19 marca 2016

Brutalny Glina (1989) reż. Takeshi Kitano


Dopiero skończyło się wyzwanie filmowe dotyczące filmografii Bertolucciego, a autor bloga Po Napisach już zorganizował następne. Tym razem z Włoch przenosimy się do Japonii i  poznawać będziemy twórczość Takeshiego Kitano. Mamy czas do stycznia 2017, więc jestem pewien, że tym razem uda się zobaczyć wszystko.

Kitano to człowiek wszechstronny - aktor, reżyser, komik, pisarz, malarz. Trochę zaszufladkowany jako gość od filmów gangsterskich o Yakuzie, co nie do końca jest prawdą, bo jego repertuar jest bardzo zróżnicowany.
"Brutalny Glina" - debiut reżysera, który zdążyłem obejrzeć, wydawałoby się typowy akcyjniak,  przefiltrowany jest przez specyficzną wrażliwość twórcy, przez co nie do końca mieści się w ramach gatunku. Niestety pełen jest też zupełnie nietrafionych rozwiązań.

Azuma (w tej roli sam Takeshi Kitano) to gliniarz, o którego przeszłości i życiu prywatnym nie wiemy właściwie nic, oprócz tego, że opiekuje się lekko upośledzoną umysłowo siostrą.
Poznajemy go, kiedy przemocą wymusza na nastoletnim chuliganie przyznanie się do napadu na kloszarda. Od razu widać, że gość stosuje  metody pracy podobne do tych, z jakich korzystają ci, których ściga. Nie jest to przy tym typ ostatniego sprawiedliwego w mieście. Gburowaty, wybuchowy, agresywny i niestabilny emocjonalnie. Ewidentnie bliżej mu do Złego Porucznika, niż Brudnego Harry'ego. Oryginalny, japoński tytuł przetłumaczony na angielski to mniej więcej "Warning, This Man is Wild" co chyba nawet lepiej niż "Violent Cop" oddaje charakter protagonisty.

Scenariusz skupia się na śledztwie w sprawie zabójstwa pomniejszego dilera narkotyków. Azuma odkrywa, ze zamieszani są także wysoko postawieni ludzie, w tym jego znajomy z policji.
Ta sztampowa i do bólu eksploatowana od lat fabuła w "Brutalnym Glinie" została przedstawiona w zupełnie nietypowy sposób.
 To nie jest film akcji do jakiego przyzwyczaiło nas amerykańskie kino pełne pościgów, bijatyk i strzelanin. Tu kamera śledzi przede wszystkim przechadzającego się z miejsca na miejsce Azumę w rytm jakiejś dziwnej, zbyt dynamicznej, niezbyt pasującej do obrazu wersji "Gnossienne 1" Erika Satie. Służyć to chyba miało budowaniu nastroju filmów neo-noir, z których to Kitano zdaje się czerpać sporo, ale nie mogłem się oprzeć wrażeniu, że niewiele się tutaj klei.

Żeby zobrazować, co mam na myśli, muszę zwrócić uwagę na jedną z najdziwniejszych scen w tym filmie. Możliwe lekkie spoilery.
 Najpierw zbir obija trzech policjantów, którzy wtargnęli do jego mieszkania. Następnie wybiega i jesteśmy świadkami przedziwnej sekwencji walki w zwolnionym tempie z kolejnym stróżem prawa. Trudno nawet nazwać to walką, bo mężczyźni trochę groteskowo szturchają się i przepychają, aż zupełnie niespodziewanie jeden drugiemu w bardzo brutalny sposób rozbija głowę kijem bejsbolowym. Wspomniane slow motion nadaje dodatkowe poczucie absurdu tej mocno egzaltowanej scenie. Ale to nie koniec.
Azuma rusza w pościg za podejrzanym najpierw pieszo, później przesiada się do samochodu. Towarzyszy temu monotonna jazzowa muzyka, która co najwyżej nadawałaby się do jazdy windą, a nie pościgu za przestępcą. Momentalnie pozbawia ona tej sceny jakiejkolwiek dynamiki, a ja znowu siedzę skonfudowany, zastanawiając się, co reżyser chciał tym osiągnąć?

Podobno pierwotnie film miał być komedią nakręconą dla telewizji. Dopiero, kiedy Kitano przejął fotel reżysera, kazał usunąć ze scenariusza wszelkie humorystyczne akcenty i nadać tej historii odpowiednio mroczny ton. Może jednak coś z tej pierwotnej wersji zostało, dlatego tak to wygląda?

Kiedy już myślałem, że z tego obrazu raczej nic dobrego nie wyniknie, nadszedł trzeci akt, który całkowicie zmienił moje zdanie o filmie. Wreszcie zaczęło robi się odpowiednio mrocznie, a pozorny brak akcji przełamały sceny  niespodziewanej, gwałtownej i bardzo dosadnej przemocy. Wreszcie poczułem syf tego świata, do którego postać Azumy zdawała się idealnie pasować. Finałowa scena tylko to potwierdziła i okazała się jednym z najmocniejszych zakończeń, jakie widziałem w kinie policyjnym.

Debiut Kitano to film cholernie nierówny, ale jako całość intrygujący. Jestem po nim jeszcze bardziej ciekawy, w którym kierunku poszła dalsza kariera reżyserska uznanego dziś Japończyka. Przypominam, że film obejrzałem w ramach wyzwania Oglądamy filmy wyreżyserowane przez Takeshiego Kitano.

6/10   

http://www.ponapisach.pl/2016/03/ogladamy-filmy-wyrezyserowane-przez.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...