Witam po dłuższej nieobecności. Tym razem tekst będzie mniej konkretny i
bardziej osobisty. Postanowiłem go napisać, bo naprawdę bardzo
chciałbym regularnie prowadzić tego bloga i robić setki innych rzeczy, a
opisanie źródła problemu może być pierwszym krokiem do jego
rozwiązania.
Mimo, że niektórym mogą nasuwać się fekalne skojarzenia, (dlatego wolę
mniej popularne określenie "stosik") termin "kupka wstydu" powinien być
znany każdemu pożeraczowi dóbr kultury. Półka ugina się pod
nieprzeczytanymi książkami, a ty i tak regularnie dokupujesz kolejne?
Przy grach w twojej steamowej czy PSN-owej bibliotece widnieje już
trzycyfrowa liczba, która nijak ma się do spędzonego przy nich czasu, a
na dodatek znów zbliża się przedświąteczna promocja? Wreszcie, dysk pęka
w szwach od filmów, których "umrzesz jak nie zobaczysz", a i tak
wkręcasz się w któryś z kolei nowy serial?
Jeśli na większość z tych pytań odpowiedziałeś twierdząco, to też masz swój stosik :)
Z wiekiem tempo życia jest coraz większe, obowiązków przybywa, a
strzępki wolnego czasu mijają niepostrzeżenie. Na domiar złego dostęp do
kultury jest coraz łatwiejszy przez szerokopasmowy internet i regularne
wyprzedaże. Jak być na bieżąco, jednocześnie regularnie nadrabiać
klasyki i zajmować się codziennymi obowiązkami. Przekonałem się, że to
niestety niemożliwe. Zwyczajnie nie starczyłoby życia, żeby ogarnąć to
wszystko. Chyba, że przyjmie się bardzo optymistyczną wersję, że nie ma
innych obowiązków, a praca to oglądanie filmów/czytanie książek/granie i
dzielenie się wrażeniami w sieci.
U mnie niestety nie jest tak różowo, bo nie ma mnie w domu ok 12 godzin
na dobę, do tego pracuję w branży, która nie ma żadnego związku z moimi
zainteresowaniami. Kiedy wracam do domu chcę jeszcze spędzić trochę
czasu z rodziną, więc te kilka godzin na filmy/gry udaje się
wygospodarować tylko kosztem snu, co z kolei ma wpływ na wydajność
życiową w dniu następnym. W efekcie czekam z utęsknieniem na weekend,
tylko po to, żeby w piątek wieczorem paść po 22:00, przez spanie w
tygodniu po cztery godziny na dobę. Jednak nie poddaję się i brnę w to
dalej, ciągle sięgając po nowości i tym samym powiększając ten złowrogo
spoglądający na mnie stos. Niby staram się wypracować sobie metodę,
gospodarować lepiej czasem, ale rezultaty nie są zadowalające.
Książki zostawiam sobie na podróż komunikacją miejską (w sumie ok. 2
godziny dziennie). Niby sporo czasu, ale zbyt często przyłapuję się na
tym, że pół podróży tracę na bezmyślne przewijanie Facebooka w
telefonie. Czy to prokrastynacja sprawia, że odkładam na wieczne później
nawet potencjalne przyjemności, zajmując się bezmyślnymi głupotami? Po
prostu często myślę, że w pociągu, po ośmiu godzinach pracy nie mam
ochoty na Houellebecqa i poczytałbym jednak coś lżejszego, jak np. posty
na Facebooku...
Z grami też wiąże się pewien problem, mianowicie fakt, że cierpię na
pewnego rodzaju nerwicę natręctw sprawiającą, że wszystko chcę
ogrywać/oglądać chronologicznie i najlepiej w stu procentach. I tak np.
już któryś rok męczę się z misjami pobocznymi Assassin's Creed
Revelations, co powstrzymuje mnie, żeby zacząć podobno sporo ciekawsze
"AC IV: Black Flag", mimo że wszystkie (oprócz najnowszej) części serii
od dawna stoją na półce. Nie mogę usiąść do czekającego na mnie od dawna
Dragon Age: Inkwizycja, bo nie jestem stanie przebrnąć do końca przez
nudnawą dwójkę. Podobnych przykładów mógłbym tu podać co najmniej
kilkanaście.
Filmy. I tu nie jest kolorowo. Od dawna zamierzam nadrobić np. klasykę w
postaci kinematografii Kurosawy, Felliniego czy Bergmana. Przeważnie
jednak okazuję się zbyt zmęczony na takie kino i postanawiam obejrzeć
coś lżejszego wkręcając się w kolejny niezbyt mądry serial (ostatnio
chociażby American Horror Story). Natręctwa dają o sobie znać i tutaj. Np. miałem ostatnio ochotę obejrzeć Spectre, ale zwlekam jedynie dlatego, że widziałem tylko kilka z poprzednich 23 części przygód Jamesa Bonda i obawiam się, że umkną mi jakieś nawiązania i smaczki.
Chyba najlepiej po prostu znaleźć kompromis i w tej resztce wolnego
czasu jaka pozostała najlepiej zająć się czymś, co w danej chwili sprawi
przyjemność, a nie jest totalną stratą czasu (jaką jest np. ciągłe
odświeżanie portali społecznościowych czy granie w MMO ;) ) i wbicie do
głowy, że wszystkiego i tak nie nadrobię.
Podsumowując, życzę sobie więcej samodyscypliny, regularnych wpisów na
tym blogu i ludzi, którym będzie się chciało to czytać. Do następnego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz