piątek, 11 września 2015
Ida (2013) reż. Paweł Pawlikowski - spóźniona recenzja
Znalazłem na dysku mój szkic recenzji filmu "Ida", która miała zapoczątkować na tym blogu cykl tekstów o tegorocznych, oscarowych filmach. Cykl już pewnie nie powstanie, ale recenzję "Idy" (mimo że emocje po niej dawno opadły) zdecydowałem się wstawić.
Obraz Pawlikowskiego podczas premiery w październiku 2013, przeszedł w naszym kraju zupełnie bez echa i mało kto się nim wówczas zachwycał. (Swoją drogą dlaczego film z 2013 roku dostaje Oscara w 2015)? Dopiero po kilku entuzjastycznych recenzjach w zagranicznej prasie, a co za tym idzie nominacjach do światowych, prestiżowych nagród okazało się, że przegapiliśmy nasze własne, prawdziwe arcydzieło. Czyżby?
Bez owijania w bawełnę, "Ida" to film... średni. Świetna, artystyczna forma przysłania w sumie miałką treść. Właściwie jestem pełen podziwu dla statycznych zdjęć Żala i Lenczewskiego przywodzących na myśl wczesnego Kawalerowicza i dawną szkołę polską. Doceniam też muzykę, przede wszystkim jazzowe aranżacje oraz przewijające się w kilku scenach polskie szlagiery lat 60. Doskonale to się razem komponuje, szczególnie widać to przy scenach knajpianych. Obskurne wnętrze, unoszący się papierosowy dym i kapela grająca na dancingu. Czuć atmosferę rodem z filmów noir. Dla takich scen warto "Idę" obejrzeć. Forma tworzy naprawdę unikatowy klimat i za to filmowi należą się brawa.
Tutaj kończą się zachwyty, bo cała reszta niestety niedomaga. Zanurzony w klimacie lat 60. film opowiada o niedoszłej zakonnicy, która dowiaduje się, że jest żydówką i jej podróży w poszukiwaniu swoich korzeni sięgających czasów II wojny światowej. Towarzyszy jej zmagająca się ze swoją przeszłością ciotka.
Początkowo wydawało mi się, że Pawlikowski wzorował się trochę na "Viridianie" Luisa Bunuela. Całość okazuje się jednak znacznie bardziej banalna.
Cóż, ta historia jest miałka, postacie sztampowe, a film po pewnym czasie zamiast angażować, po prostu nuży. Relacje między bohaterkami Pawlikowski potraktował po macoszemu, a chyba to miało być w tym filmie najważniejsze. W rezultacie zamiast śledzić opowiadaną historię często po prostu bez namysłu podziwiałem kadry. Lubię filmy w takim nieco sennym, depresyjnym klimacie, ale w tym przypadku coś poszło nie tak.
Jeśli potraktujemy "Idę" jako obraz o poszukiwaniu własnej tożsamości przez dwie kobiety, z pozoru skrajnie różne, a jednak tak samo rozczarowane otaczającą rzeczywistością dostaniemy obraz niepełny. Mimo naprawdę dobrego aktorstwa Agaty Kuleszy, (debiutantka Trzebuchowska za wiele do zagrania nie miała) te dwie główne postacie jawią się jako niedokończony szkic. Brakuje mi jakiegoś rysu charakterologicznego, szczególnie u ciotki Idy czyli Wandy Gruz. Podobno wzorem dla tej postaci była Helena Wolińska - okrutna, stalinowska prokurator. Tyle, że rzucone mimochodem zdanie, że Wanda była komunistycznym sędzią, to nie jest wyczerpanie tematu. Może to celowy zabieg, ale do mnie taka konstrukcja bohaterów zupełnie nie trafia.
Jeśli zaś podejść do filmu, jak do dzieła poruszającego problematykę polskiego antysemityzmu, jest jeszcze gorzej. Starałem się oglądać "Idę" bez uprzedzeń, dać kredyt zaufania mimo, że wątek nienawiści do Żydów w polskich filmach uważam za totalnie wyeksploatowany i niepotrzebny.
Tyle na ten temat pisano i mówiono, że stało się to kliszą, która z jakichś dziwnych przyczyn ciągle jest magnesem na międzynarodowe uznanie i nagrody. Ciekawe, że w tych historiach Polacy są ukazani w najlepszym przypadku, jako prymitywy bez uczuć wyższych, w opozycji do inteligentnych i wrażliwych Żydów. Mam wrażenie, że o publicznie o Żydach powinno mówić się jak o zmarłych: dobrze, albo wcale. "Ida" nie wychodzi poza ten schemat, ale motyw antysemityzmu Polaków nie jest dla tej historii najważniejszy i całe to obruszenie niektórych środowisk uważam za mocno przesadzone. Co więcej w kontekście postaci Wandy Gruz przy odrobinie uporu, można odczytać przesłanie filmu, jako krytyczne wobec Żydów
Czy "Ida" zasłużyła na Oscara? W porównaniu z konkurencją w postaci "Mandarynek" czy nawet "Lewiatana", zdecydowanie nie. Czy to film jednoznacznie antypolski? Również nie. To film w którym wątek polskiego antysemityzmu jest ledwo zarysowany i tylko od naszej wiedzy historycznej i światopoglądu zależy w jaki sposób go odbierzemy.
4+/10
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz