________________________________________________________________________________
Nostalgia Anioła (2009)
reż. Peter Jackson
reż. Peter Jackson
Historia zamordowanej nastolatki opowiadana przez nią z zaświatów. Z obiecującego materiału powstał słaby film. To mógłby być niezły thriller z dodatkiem rozważań na temat życia i śmierci. Mógłby, bo dostaliśmy nudne i mdłe kino familijne. Może takie było założenie reżysera, ale ja tego nie kupuję. Napięcia tu tyle co kot napłakał, zamiast tego jest słodko i kolorowo. Zaświaty przypominają trochę wizję znaną z "What Dreams May Come" w uboższej wersji. W ogóle te wędrówki głównej bohaterki między niebem a ziemią, to mimo ładnych widoczków najgorsze sceny w filmie. Nie wiem jak było z książkowym pierwowzorem, ale scenariusz filmu nie jest jego najmocniejszą stroną. Za to reżyseria jest całkiem sprawna, ale to w końcu Jackson. Film mogę polecić chyba tylko dziewczynkom w wieku protagonistki.
4/10
________________________________________________________________________________
Pewien polityk powiedział, że mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, tylko po tym, jak kończy. Scorsese zaczął fenomenalnie. Udało mu się stworzyć nastrój podobny do tego z Angel Heart (w ogóle gra DiCaprio kojarzy mi się trochę z Rourke'iem z tamtych lat), czyli neo-noir pełną gębą z domieszką psychodelii. W ogóle w całej produkcji odbijają się echa klasyków kona. Oprawa audiowizualna powala, napięcie rośnie z każdą sceną, aż w końcu... no właśnie, w końcu wszystko siada. Scena w latarni, to ukłon w stronę niewymagającego, masowego widza. Łopatologia w wyjaśnianiu zakończenia, po tak ściskającej za jaja całości, aż boli. Nie trzeba było przecież trzymać się kurczowo powieści i zostawić otwartą furtkę. Czytałem co prawda opinie, że film można interpretować dwojako, ale przy tylu niezaprzeczalnych dowodach, trudno jest mi w to uwierzyć.
Mimo wszystko to wciąż świetne kino rozrywkowe, które łączy blockbuster z czymś bardziej wysmakowanym.
Mimo wszystko to wciąż świetne kino rozrywkowe, które łączy blockbuster z czymś bardziej wysmakowanym.
7/10
____________________________________________________________________________________
Wreszcie jakieś kino sf na poziomie. Na Avatarze się zawiodłem, na Dystrykcie 9 w sumie też. Kto by pomyślał, że stonowany, kameralny film zaskoczy mnie tak bardzo pozytywnie. Próżno szukać tu strzelanin i wybuchów, to właściwie spektakl jednego aktora (b. dobry Sam Rockwell). Bardzo prawdopodobna wizja przyszłości i rozterki egzystencjalne. Do tego to wszystko nie uwłacza inteligencji widza. Scenariusz jest to świetna robota. Oprawa też daje radę. Najbardziej wyróżnia się tu muzyka, spokojna nostalgiczna, idealnie dopasowana do atmosfery filmu. Po seansie sporo zostaje w głowie i zmusza do myślenia. Myślę, że Moon ma szanse na stałe miejsce w klasyce kina SF.
8/10
_____________________________________________________________________________________
Im więcej czasu mija od obejrzenia, tym bardziej mi się ten film podoba. Nie mogę przestać myśleć o wielu scenach, które w trakcie seansu zdawały nie robić się większego wrażenia. Zadziwia aktualność tego obrazu w dzisiejszych czasach. To prawie tak jakby historia zatoczyła koło.
Wyborne aktorstwo zarówno na pierwszym jak i na dalszych planach (Pszoniak, Olbrychski, Fronczewski, Pieczka), świetna scenografia i zdjęcia. Na minus odrobinę tandetne sceny przemocy i słabo zarysowane niektóre wątki poboczne (pewnie to ostatnie lepiej wypada w miniserialu), nie wpływa to jednak znacząco na odbiór całości. Wielkie dzieło polskiego kina.
8/10
_________________________________________________________
Zachwyca i zmusza do myślenia. Kino egzystencjalne na najwyższym poziomie. Refleksje nad przemijaniem i sensem życia uważnemu widzowi nasuwają się same.
Zresztą co bym o treści i wymowie nie usiłował napisać, wyjdzie banalnie i wtórnie. Liczy się forma, a tej nie można nic zarzucić. Wspaniałe sekwencje snów i symbolika, ale z drugiej strony piękne w swojej prostocie, życiowe dialogi. Dodam jeszcze, że przy wadze tematu jaki Bergman podejmuje, film jest zdumiewająco lekki i ciepły, co jest w tym przypadku wielką zaletą. Wielkie kino, a to dopiero mój pierwszy kontakt z tym reżyserem.
9/10
____________________________________________________________________________________
Mocne, porządne kino. Świetnie nakręcony obraz nędzy i latynoskiego półświatka. Sprawdza się zarówno jako kino społecznie zaangażowane i jako dramat jednostek. Do tego przez większość czasu trzyma w napięciu. Co prawda tematyka trochę wyeksploatowana w kinie, no i do Miasta Boga trochę brakuje, ale niewątpliwie jeden z najlepszych i najbardziej niedocenionych filmów minionego roku.
7/10
_____________________________________________________________________________________
Po pierwsze rewelacyjna rola DiCaprio, prawdopodobnie najlepsza w jego karierze. Wydaje mi się, że mało kto potrafiłby tak naturalnie zagrać upośledzone dziecko. Do tego niezły Depp i całkiem przeciętna Juliette Lewis. A sam film? Przyznam, że mnie trochę rozczarował. Oprócz wspomnianego aktorstwa, nie wybija się w moich oczach wiele ponad przeciętny dramat społeczno-obyczajowy.
Gilbert pochodzi z rodziny dysfunkcjonalnej. Jest jedynym żywicielem rodziny, musi opiekować się upośledzonym bratem i matką w ciężkiej depresji. Poświęca się całkowicie pracy na rzecz innych, zapominając o własnych potrzebach. Uświadamia mu to dopiero nowo poznana dziewczyna będąca w miasteczku przejazdem. Pole do popisu dla reżysera jest spore, szczególnie przy takiej obsadzie. Ja jednak nie poczułem dramaturgii, nie poczułem współczucia dla bohaterów, ani sympatii do nich. Ich losy były mi obojętne.
Nie wiem skąd te odczucia przy tak uznanym filmie, może powinienem ponowić seans? Póki co...
6/10
___________________________________________________________________________________
Dobry film, z porządnym aktorstwem. Na szczególną uwagę zasługuje drugi plan. Jak zawsze genialny Nicholson i wyjątkowo dobry Walhberg (rola życia chyba). DiCaprio i Damon przyzwoici, ale niczym nowym nie zaskakują. Zaskakują za to zdjęcia i montaż, które dają filmowi niezłego kopa. Co tu dużo pisać, Scorsese wie jak nakręcić soczyste, męskie kino rozrywkowe, nie popadając przy tym w okrutne banały. Azjatyckiego oryginału nie oglądałem, może kiedyś.
7/10
___________________________________________________________________________________
Persona (1966)
Kino prawdziwie niekonwencjonalne, a przy tym dość trudne w odbiorze. Bergman ewidentnie bawi się z widzem. Już od pierwszych ujęć widzimy, że twórca podkreśla swój artystyczny profil. Prawie cały film sprowadza się do wymiany gestów i spojrzeń dwóch kobiet oraz ciągłego monologu jednej z nich. Bibi Andersson i Liv Ullmann świetnie poradziły sobie ze swoim zadaniem, przez co ich relacje aż kipią od emocji. Osobliwy nastrój podkreślają, sterylne, zdjęcia. W ogóle, to wręcz teatralnie minimalistyczny obraz. Czy to wada czy zaleta, każdy musi ocenić wedle własnego gustu. Mnie taka forma nie przypadła do gustu, ale nie sposób Bergmanowi odmówić kunsztu wykonania ,dbałości o szczegóły i kilka na zawsze zapisujących się w pamięci ujęć. Co do interpretacji, to chyba dobrze mieć zaplecze przynajmniej w postaci znajomości Junga. Moim zdaniem to film o totalnej dekonstrukcji tożsamości.
5/10
_____________________________________________________________________________________
Bardzo lubię obrazy o poszukiwaniu natchnienia, kryzysie twórczym, samym akcie tworzenia. Fellini poradził sobie świetnie, zrobił film o artyście, który cierpi, bo musi stworzyć dzieło, ale też poradzić sobie z własnymi lękami, uporządkować życie erotyczne i rozliczyć się ze swoim dotychczasowym życiem. Tyle, że Fellini w przeciwieństwie do np. Bergmana nie angażuje się przy tym w psychoanalizę. Opowiada w sposób chaotyczny i nieuporządkowany,ale w gruncie rzeczy lekki i zabawny. Robi to w typowym dla siebie, pełnym przepychu, barokowym stylu.
Nie sposób tego wszystkiego nie docenić, ale jeśli chodzi o opowieści o twórcy i samym procesie twórczym to dziełem kompletnym jest dla mnie Charlie Kaufmann i jego Synecdoche, New York (chociaż na pewno się 8 1/2 poniekąd inspirował).
8+/10
________________________________________________________________________________________
Rob Marshall chciał oddać hołd Felliniemu, nie jest to zwykły remake Osiem i pół, bo myślę, że reżyser nie miał ambicji poprawiać Felliniego.
Nigdy nie interesowały mnie musicale,a Nine jakoś przypadł mi do gustu. Moim zdaniem wyszło naprawdę dobrze.
Oglądałem dzień po seansie Osiem i pół i paradoksalnie musical Marshalla pozwolił mi pełniej zrozumieć dzieło Felliniego. Wymowę ma podobną, a przyjęta forma mimo, że zupełnie inna wydaje się tu pasować. Myślę, że pan Federico się w grobie nie przewraca, a nawet byłby zadowolony z efektu. W końcu też lubił przepych i kabarety. Szkoda jedynie, że skupiono się prawie wyłącznie na relacjach Guido z kobietami, marginalizując inne problemy.
Ogólnie Obsada świetna, panie pełne wdzięku i uroku, muzyka w porządku, a Day Lewis świetnie udaje Włocha. Nie rozumiem dlaczego zbiera takie niepochlebne opinie?
7/10
____________________________________________________________________________
Milczenie Owiec (1991)
reż. Jonathan Demme
Nie jest źle, ale po tak uznanym filmie spodziewałem się trochę więcej. Mam wrażenie, że cały film kradnie postać wykreowana przez Hopkinsa. Cały czas czekałem na sceny z jego udziałem. Bez nich byłby to jeden z wielu thrillerów/kryminałów. Oczywiście rozumiem, że w czasach swojej premiery był to zapewne powiew świeżości, bo i dziś ogląda się go po prostu dobrze, jednak już bez wielkich emocji. Ach, zapomniałbym o scenie z piosenką Goodbye Horses w tle. Jest genialna.
6/10
_____________________________________________________
Głód (2008)
reż. Steve McQueen
Na pewno mocny, na pewno surowy, na pewno nie dla wszystkich.
W reżyserze widzę spory potencjał, zwłaszcza, że to debiut. Sam film, mimo że szczerze doceniam, to nie do końca do mnie trafił. Nie przeszkadzał mi naturalizm poszczególnych scen, chociaż w pierwszej połowie, aż zbyt dobitnie czuć było ten cały syf. Mam wrażenie, że McQueen miał za duże aspiracje i momentami przesadził z artyzmem. Przykładowo nie bardzo rozumiem kilkuminutowej sceny mycia korytarza przedstawioną w jednym ujęciu.
Za to brawa należą się za 20 minutowy dialog głównego bohatera z księdzem, też ukazany w pojedynczym ujęciu. Wyszło bardzo teatralnie w pozytywnym tego słowa znaczeniu. W ogóle coraz bardziej się przekonuje, że Michael Fassbender to rewelacyjny aktor.
Niestety przez cały seans miałem wrażenie, że te wszystkie poświęcenia protagonisty są bezcelowe, nie potrafiłem mu współczuć czy choćby zrozumieć. Nie czułem przyjemności z oglądania. Może to i dobrze, że reżyser nie opowiada się jednoznacznie za jedną ze stron, a przygląda się całemu konfliktowi z dystansu.
6/10
____________________________________________________________
Fish Tank (2009)
reż.Andrea Arnold
reż.Andrea Arnold
Z zeszłorocznych społecznie zaangażowanych filmów ten podobał mi się chyba najbardziej. Jest problem patologicznej rodziny, ale film nie przesadzony jak Precious czy przelukrowany jak Blind Side. Muzyka jest niezła, gra aktorska przyzwoita, fabuła wciągająca i nie rozwleczona. Nie przepadam za tego typu filmami, ale ten ogląda się dobrze, chociaż tego typu historii było już w kinie mnóstwo.
6/10
___________________________________________________
Powiększenie (1966)
reż. Michelangelo Antonioni
Ładne zdjęcia i sugestywny klimat to za mało, żebym uznał ten obraz za arcydzieło. Miałem wrażenie, że ten film nie opowiada o niczym konkretnym. Jest niby jakaś zagadka kryminalna, ale sprawia ona wrażenie nieistotnej dla nikogo oprócz głównego bohatera. Zdaję sobie sprawę, że to celowe i może nawet ciekawe jak się o tym pomyśli, ale podczas seansu kręciłem się w fotelu i momentami ze zniecierpliwieniem patrzyłem na zegarek. Nie mówię, że film jest zły, oryginalny na pewno, ale mało zajmujący.
Kilka scen zapada w pamięci, szczególnie początkowa sesja z Verushką, koncert i finałowa gra w tenisa. Dodatkowy plus za epizod z Jane Birkin. Śliczna z niej kobitka była ;p
6/10
________________________________________________________
Wstręt (1965)
reż. Roman Polański
reż. Roman Polański
Świetny film. Wnikliwa analiza choroby psychicznej. Doskonale sprawdza się zarówno jako thriller jak i kino psychologiczne. Zjawiskowa Deneuve, zimna jak lód z wypisanym na twarzy szaleństwem, a jednocześnie cholernie pociągająca. Wspaniała muzyka, szczególnie przy scenach "miejskich". No i te wszystkie wizje i sekwencje snów bohaterki robią spore wrażenie.
8/10
_______________________________________________________________________________
Urodzeni mordercy (1994)
reż. Oliver Stone
reż. Oliver Stone
Rozrywka na najwyższym poziomie. Rewelacyjna gra aktorska, świetnie dobrana muzyka, a przede wszystkim zdjęcia i montaż. Coś takiego rzadko się w filmach widzi. Fakt, że po jakimś czasie czułem się jak na dyskotece, ale te różnorodne filtry, dynamiczny montaż i niespokojna kamera potęguje poczucie szaleństwa głównych bohaterów. Ciekawych pomysłów realizacyjnych jest tu więcej. Np. ciekawy zabieg przedstawienia retrospekcji Mallory jako sitcomu, albo wstawki animacji. Reżyser zaszalał bardzo i o dziwo cały ten chaos wychodzi filmowi na dobre. Pewnie Tarantino zrobiłby to lepiej, ale Stone też dał radę.
8/10
___________________________________________________________________________________
Gilda (1946)
reż. Charles Vidor
reż. Charles Vidor
Film jest naprawdę dobry, ale daleko mu do do najlepszych z gatunku noir. Z całym szacunkiem, ale Glenn Ford, chociaż usilnie próbuje Bogartem niestety nie jest. Zakończenie jest tak głupie i banalne, że żal dupę ściska. Dlaczego więc uważam, że jest dobry? Głownie z powodu świetnych dialogów, szczególnie pary głównych bohaterów. Każdym choćby przypadkowym zdaniu czuć podwójne znaczenie, rozmowy są pełne ironii i niedopowiedzeń. W ich relacjach czuć magnetyzm. Rita gra wspaniale, w jej postaci jest tyle wdzięku, że mogłaby nim obdarować połowę dzisiejszych hollywoodzkich gwiazdek.
7/10
_____________________________________________________________________________
Obejrzanych: 18 Człowiek miesiąca: Ingmar Bergman
Film miesiąca: Tam, gdzie rosną poziomki
Rozczarowanie miesiąca: Nostalgia anioła
dwojce juz wbilem igle na tyle gleboko, ze obrazeni na swiat, zablokowali dostep ogolowi. owszem, mozna i to obejsc ale po co ?
OdpowiedzUsuńpoki co, doskonalej rozrywki dostarcza mi Twoj blog. jak najbardziej pozytywnej rozrywki. bo wystarczy abym poczytal jakie filmy opisujesz, a wiem za jaki repertuar sie zlapac. tutaj u Ciebie poskromie jezyk (nawet cham ma czasami sumienie) tak, bym mogl w przyszlosci dalej czytac recenzowane przez Ciebie filmy.
chociaz nie. nie nazywajmy tego sumieniem. to zostalo sprzedane ne ebaju. nazwijmy to oportunizmem chama wspolczesnego.
szametu